sobota, 7 stycznia 2017

Moja historia anoreksji #1

Cześć!


Większość z Was może mnie kojarzyć z instagrama jako miley_recovery, na którego swoją drogą zapraszam. Jeśli jednak jestem dla Ciebie całkiem nowym odkryciem, nieznajomą internautką to może uda mi się tym wpisem Ciebie przekonać, abyś został/a na dłużej i pomogła mi wychodzić z tej zabójczej choroby. Wasza motywacja daje mi siłę na przekazywanie wsparcia innym! Natomiast jak czujesz, że czytanie przepisów i postów motywacyjnych nie fascynuje Cię na tyle, aby zostać stałym obserwatorem, to nie zmuszam.

W skrócie chciałabym w następnych postach moją historię walki z anoreksją. Ci, którzy wiedzą, jak działa ta epidemia to już mogą sobie wyobrazić co przeżywałam. Jednak jeśli ktoś nigdy nie czytał przemyśleń anorektyczki chcącej się wyleczyć i wrócić na właściwą drogę, a jest bardzo ciekawy to droga wolna – zapraszam do przewijania dalej.

Historię o mojej chorobie będę dawkować. Trudno w jednym poście zamieścić wszystkie przeżycia, odzwierciedlić ilość wylanych łez, chwil nienawiści, bolesnych momentów tęsknoty za dawną mną. Można powiedzieć, że u mnie wszystko podzieliło się na etapy. Były lepsze i gorsze dni. Z czasem zaczęły dominować te drugie, kiedy jedzenie, liczenie kalorii, waga stały się moim priorytetem i nic innego nie miało znaczenia. Zaczynam mniej drastycznie – żeby nikogo nie spłoszyć na wejściu. Niech moja przygoda z blogowaniem zacznie się łagodnie. Już ograniczam skoki na głęboką wodę. Wystarczy raz ucierpieć, zrozumieć błąd, aby potem być bez przerwy czujnym.

A więc, zaczynamy...


Koniec grudnia, po świętach, dwa lata wstecz. Przypomnijcie sobie tą atmosferę. Non-stop przesłodzone ciasto na stole, odsmażane pierogi, tłuste sałatki. W tamtym czasie zamiast takiego opisu byłby taki: pyszne pierniki, babciny sernik wiedeński, chrupiące pierożki. Przed oczami miałam po prostu potrawę – nie kaloryczność.
Pewnego ranka spojrzałam ze złością na wagę, która od zawsze była moim wrogiem. Nie należałam do najszczuplejszych dziewczyn, byłam raczej pulchna, ale też nie otyła. Miałam parę kilogramów nadwagi, ale nie przejmowałam się tym. Jedzenie było pyszne, a tylko to się wtedy dla mnie liczyło. Od dawna miałam wpajane do głowy, że zdrowe odżywianie jest podstawą. Starałam się stosować do tych zasad. Oczywiście lubiłam czasami zaszaleć. Wracając ze szkoły zahaczałam o piekarnię i kupowałam drożdżówkę z dżemem różanym (wtedy mój ulubiony smakołyk). Wcześniej wiadomo – drugie śniadanie w szkole: dwie bułki pszenne z serem, a wciąż byłam głodna. Mój organizm był po jakimś czasie bardzo rozregulowany. Zapisałam się na siatkówkę, całkowicie mnie to pochłonęło. Byłam w tym niezła, ponieważ miałam siłę z tego jedzenia. Dzięki sportowi (zawsze był dla mnie numerem jeden, jak nie koszykówka to basen, jak nie basen to taniec) waga powoli zaczęła spadać. Już w kolejne święta było dwanaście kilogramów mniej, ale teraz to przedstawiłam bardzo daleką perspektywę. W międzyczasie wydarzyło się wiele rzeczy.
Skończył się rok szkolny i po wakacjach miałam iść już do gimnazjum. Byłam strasznie szczęśliwa, bo przecież to nowe możliwości, nowa szkoła, nowi znajomi. Wszystko takie obce, straszne, a jednak bardzo mnie pociągało i kręciło. Do tego momentu zaczęłam się interesować byciem "fit" i zdrowym odżywianiem. Jadłam pięć posiłków dziennie w regularnych porach, stosowałam się do wszystkich możliwych zasad slow food. Z czasem coraz bardziej obsesyjnie. W lutym po świętach przeszłam na wegetarianizm – nie było to spowodowane chęcią ograniczania spożywanych produktów. Nie! Broń Boże! Wtedy głodówki nie były mi w głowie. Ortoreksja nie pozwalała. To nie mieściło się w jej normach. (O moim wegetarianiźmie i chwilowych weganizmach napiszę w kolejnych postach.) Wracając – w szkole szydzono ze mnie pytaniami "skład wody też czytasz?". Uznawałam to za komplement. Myślałam sobie "ale super! Uważają mnie za fit dziewczynę!". Tak działała moja ortoreksja.
Zero planów na wakacje. Byłam natomiast bardzo podekscytowana tym, że miałam mieć pod koniec wolnego założony aparat ortodontyczny. Pal sześć, że był do naprawiania mojego marnego zgryzu – mi się podobał wizualnie ten efekt drutów na zębach. Rodzice w pracy, siostra na wyjazdach lub zaszyta gdzieś głęboko w swojej jaskini, a ja miałam pole do popisu. Pierwsze wakacje, które zamiast mi pomóc zadziałały przeciwnie.


Aż trudno uwierzyć, że przez te dwa miesiące ortoreksja ewoluowała w większego potwora – anoreksję. Każda część mnie była pochłaniana przez monstrum. Traciłam zawsze obecne iskierki w oczach, powody do radości oraz zdrowy rozsądek. Nie byłam już sobą sprzed świąt. Znikała ilość jedzenia na moim talerzu, a razem z nią ja. Gasłam.




Mam nadzieję, że ktoś z Was zostanie tutaj na dłużej. Nie propaguję żadnej anoreksji lub bulimii. Nie zachęcam do tego. Całą sobą poświęcam się ostatnio pomaganiu innym w wychodzeniu z tego bagna. Cierpię, gdy ktoś powoli zostaje pożerany przez anoreksję. Dlatego jak tylko masz problem - pisz! Na instagramie lub mailem pozytywnie.pozytywna1098@gmail.com. 

9 komentarzy:

  1. Śledzę Cię na instagramie już od jakiegoś czasu i w sumie to dzięki niemu zajrzałam na tego bloga. Musisz wiedzieć, że jesteś wspaniałą, silną, piękną i mądrą dziewczyną. Walcz dalej i pomagaj w walce innym ludziom. Takich ludzi jak Ty potrzeba temu światu, dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję za takie ciepłe i szczere słowa. Staram się pomagać jak mogę, ale wiem, że taka skromna osóbka jak ja bardzo świata nie zmieni. Aczkolwiek próbować nikt nie zabroni. Buziaki!

      Usuń
  2. Masz bardzo fajny styl pisania, mega mi się podoba. Obserwuje cie na instagramie od jakiegoś czasu i bardzo ci kibicuje ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;) tacy kibice są dla mnie naprawdę ważni i pomocni.

      Usuń
  3. Czekam na dalszy ciąg. .....pisz dalej i pomagaj innym swoim optymizmem i dobrym słowem wyjść z tej choroby. Oby więcej osób było takich jak ty.....chcących pomagać i dzielić się swoimi przemyśleniami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdążyłam pokochać twój profil na instagramie dlatego cieszę się, że założyłaś bloga :) 💕 Nasze historie w pewnym stopniu się roznia. Podoba mi się twój styl pisania 👌 Będę wyczekiwać następnego wpisu!
    Mój ig: stasiak.reco 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny post już w trakcie tworzenia, więc wyczekuj, wyczekuj! Bardzo mi miło, że mnie już jakiś czas obserwujesz :) Tacy stali bywalcy są naprawdę cudowni! <3

      Usuń
  5. Jaka była twoja najniższa waga?na jaki wzrost?

    OdpowiedzUsuń